Zbiory

Lekki Pojazd Terenowy Pana Samochodzika

Pan Samochodzik jeździł maluchem

- Co ci filmowcy zrobili z taką piękną amfibią - narzeka Jacek Kosiński z działu konserwacji muzeum. - Dziury powiercili, żeby powtykać te głuptactwa; kominy jakieś, parasole.

LPT - prototyp lekkiej amfibii dla wojsk powietrzno-desantowych z początku lat osiemdziesiątych - zagrał w dwóch filmach o panu Samochodziku w reżyserii Janusza Kidawy.

W 1987 r. wszedł na ekrany "Pan Samochodzik i niesamowity dwór", w 1991 r. - "Pan Samochodzik i latające machiny" (na motywach powieści "Pan Samochodzik i złota rękawica"). W obu filmach główną rolę zagrał Piotr Krukowski.

65 na godzinę wyciągał

- To wehikuł był głównym bohaterem tych filmów, nie ja - wspomina z rozrzewnieniem Piotr Krukowski, dziś aktor łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza. - Zdjęcia kręciliśmy w Beskidach i Kozłówce koło Lublina. Ludzie reagowali na niego fantastycznie. Mówili, że tak właśnie wyobrażali sobie wehikuł pana Tomasza. Te dwa filmy mocno wryły mi się w pamięć. Pewnie dlatego, że bohater był dla mnie ważny. Wychowywałem się na panu Samochodziku. W moich młodych latach, te książki po prostu trzeba było przeczytać. Choćby dlatego, że wszyscy koledzy czytali.

panorama wirtualna

Lekki Pojazd Terenowy miał jedną z dwóch zasadniczych cech wehikułu książkowego pana Tomasza - nie bał się wody.

- W rzeczywistości nie miał steru - mówi Piotr Krukowski. - Na wodzie dalej kręciło się kierownicą i sterowało kołami. Nie powiem, żeby to był wydajny system. Zresztą i tak pływał wolniutko - 6, może 10 km/h. Nie przeciekał, no i dzięki temu ściętemu przodowi łatwo nim było wjechać do wody.

LPT - jeśli miał pływać - nie można było przesadnie obciążać.

- Wehikuł był wywrotny, choć na wertepach świetnie sobie radził - opowiada aktor. - Technicy obciążali go z tyłu płytami chodnikowymi. Kiedyś zapomnieli je wyjąć i wjechałem tak do wody. Amfibia zaczęła tonąć.

Gorzej było z osławioną prędkością, którą mógł rozwijać książkowy wehikuł - nawet 280 km/h.

- W rzeczywistości rozpędzał się do 50, no góra 70 km na godzinę - mówi Piotr Krukowski. - Po prostu do tego silnika, pojazd był za ciężki. Potem, przy montażu filmu, to przyspieszali i na ekranie samochód pędzi jak oszalały. Zresztą trzeba było ostrożnie obchodzić się z wehikułem; przegrzewał się. Przy powtarzaniu ujęć musieliśmy czekać, aż silnik ostygnie.

- Konstruktorzy popełnili błąd w założeniach montując w LPT silnik od fiata 126p - twierdzi dr Jaromir Mysłowski z katedry Eksploatacji Pojazdów Samochodowych Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.

Kiedy królem był fiat

- To był czas fiatów, nie mieliśmy dostępu do innych podzespołów - mówi Stanisław Kukla z Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku.

Właśnie w Sulejówku został zaprojektowany LPT. Stanisław Kukla jest jedynym członkiem zespołu konstruktorów, który jeszcze pracuje w Instytucie. Szefem był nieżyjący już prof. Zbigniew Burdziński. Pracowali z nim dr Leszek Orłowski oraz inżynierowie Ryszard Mościcki i Władysław Bohuszewicz.

- Ponieważ inne armie miały podobne pojazdy, postanowiliśmy skonstruować własny - wspomina Stanisław Kukla. - Nie wzorowaliśmy się na innych amfibiach, LPT jest nasz własny. Miał służyć do wywożenia rannych z pola walki. Dlatego można było nim kierować idąc obok. Wystarczyło zablokować gaz. Mógł też być wykorzystany do dowożenia amunicji w trudnym terenie. Bez kłopotu pokonywał niewielkie przeszkody wodne. Wyprodukowaliśmy około 10 pojazdów. Pieniądze nam się skończyły, czasy były ciężkie. Armia nie była zainteresowana naszą amfibią, no i tak się zakończyła historia LPT.

- Nasz LPT, to kawałek historii polskiej motoryzacji - mówi Jacek Kosiński z działu konserwacji muzeum techniki.

- Co z tego, że nie do końca udany. Nie dali mu szansy. Można go było poprawić. Za wcześnie przerwano prace.

- Naprawdę warto zadbać o ten pojazd - potwierdza dr Mysłowski. ? To przecież świadectwo polskiej myśli technicznej. Tym bardziej, że mógł być naprawdę dobry. Rzecz jasna, po wymianie silnika i poprawieniu kilku drobiazgów.

Pokuta za grzechy filmowców

Jacek Kosiński nie może spokojnie mówić o dziurach po zamontowanych: parasolu, radarze, komputerze Bajtek i kominie, który zamieniał się w silnik rakietowy. No i jeszcze dospawane z tyłu uchwyty do płetw ogonowych. Przeróbką pojazdu zajęli się - działający w zgodzie i porozumieniu - dziennikarze i dzieci. W połowie lat 80-tych, telewizyjna "Sobótka" ogłosiła konkurs rysunkowy dla dzieci na projekt filmowego wehikułu pana Tomasza. Mali telewidzowie nadesłali ponad trzy tysiące prac. Scenografowie - żeby w 25 lat później doprowadzić do rozpaczy muzealników - lojalnie zdezelowali amfibię pomysłami siedmiolatków.

- Trzeba go rozebrać i połatać - tłumaczy Jacek Kosiński. - Dziury po przeróbkach musimy pospawać i zaszpachlować. Potem czeka go malowanie, bo filmowcom oryginalny kolor się nie podobał. LPT będzie wyglądał jak w 1981 roku.

Czekam na to z niecierpliwością. Ten pojazd jest dla mnie ważny. Przygotowywano go dla wojsk powietrzno-desantowych. Jest mały, bo miał być transportowany przez samoloty czy helikoptery.
Więcej o naszych pojazdach w multiprzewodniku - obejrzyj film 

Wehikuł pana Samochodzika, stworzony w wojskowym instytucie, przeszedł przez ręce żołnierzy w próbach poligonowych. Wykorzystany i porzucony przez filmowców, trafił do prywatnej kolekcji. Zostanie w Szczecinie na zawsze. Obejrzeć go będzie można w październiku, kiedy ruszy muzeum. Pan Tomasz Samochodzik byłby zadowolony. Przecież bohater powieści Nienackiego był muzealnikiem.

Ile fiata w LPT

Sześciokołowa amfibia mieściła silnik ze 126p, fiatowskie sprzęgło, mechanizm kierowniczy i hamulcowy, zawieszenie kół środkowych oraz tylnych i zmodyfikowaną skrzynię biegów. Napęd był przenoszony za pomocą łańcuchów na osie tylną i środkową. Szczelne nadwozie wykonano z tworzyw sztucznych. LPT zabierał 6 osób lub 400 kg ładunku. Testujący go żołnierze narzekali, że łatwo zakopuje się w piasku. Dlatego na tylnych kołach dospawano talerze mogące służyć za prymitywną wyciągarkę. Napęd w wodzie zapewniała śruba.

Jacek Ogrodniczak

Więcej o naszych pojazdach w multiprzewodniku - ściągnij aplikację z Google Play 

Więcej o naszych pojazdach w multiprzewodniku - ściągnij aplikację z App Store 

Praca nadesłana na telewizyjny konkurs w latach osiemdziesiątych. Dziecięce wizje wehikułu pana Samochodzika. - Z bojowego pojazdu, filmowcy zrobili wóz Myszki Miki - mówi Jacek Kosiński z działu konserwacji. Fot. Muzeum- Wychowałem się na książkach Nienackiego - mówi Piotr Krukowski, filmowy pan Samochodzik. Fot. Teatr JaraczaZbigniew Nienacki wyposażył swój wehikuł w silnik z rozbitego sportowego ferrari 410. Filmowy pojazd miał silnik fiata 126 p.

Ważne: Nasza strona używa Cookie i innych technologii.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie, zgodnie z ustawieniami swojej przeglądarki. Czytaj więcej.

Nie pokazuj powiadomienia