Syrena – ten pierwszy polski samochód mógł powstać dopiero po śmierci Stalina, który nie zgadzał się na rozwój przemysłu motoryzacyjnego w PRL-u. Kilka miesięcy po pogrzebie sowieckiego przywódcy rząd i Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wydały wspólne oświadczenie o produkcji samochodu dla „racjonalizatorów, przodowników pracy, aktywistów, naukowców i przodujących przedstawicieli inteligencji”. Ów samochód dla elity PRL miał silnik wyjęty z motopompy strażackiej, jedną wycieraczkę i sporo części z dużo większej warszawy.
Kolejnym ciekawym autkiem jest mikrus. Ten mikrosamochód wygrał rywalizację o produkcję seryjną ze szczecińskim smykiem. Szkoda, bo smyk był w całości polską konstrukcją, a mikrus to kopia niemieckiego goggomobila. Polacy kupili w Niemczech dwa autka, rozebrali je, skopiowali i co się dało uprościli. Efekt nazwali mikrusem i rozpoczęli produkcję. Niestety, auto było za drogie. Miało być niewiele droższe od motocykla a pod koniec lat 50-tych ubiegłego wieku kosztowało aż 46 tysięcy złotych, czyli 50 średnich pensji.
Na wystawie odpoczywają też auta produkowane masowo – warszawy, rozmaite odmiany fiatów. Obejrzeć można także trzydrzwiowego poloneza. Nie bardzo kochali go klienci, fabryka dawała zatem te auta jako łapówki.